Także i dziś często mówi się, że ludzie dzielą się na żywych, umarłych i tych co żeglują po morzu. Rozwój sprawił, że pływanie stało się ważnym elementem nie tylko przewozu ludzi, ale również towarów, zaczęto także wykorzystywać flotę do rozstrzygania kwestii wojennych, a toczone bitwy morskie do dziś rozbudzają wyobraźnię.
"Smugglers" - Charles Napier Hemy
To wszystko sprawiło, że coraz większe zainteresowanie budziły kwestie budowy i bezpieczeństwa nowych jednostek. Fakt, że tego typu jednostki poruszały się dzięki sile wiatru był o tyle korzystny, że nie generował dodatkowych kosztów, choć z drugiej strony cisze potrafiły skutecznie unieruchomić taki „ekologiczny” transport. Zaczęto zatem wnikliwiej śledzić zjawiska pogodowe i zgodnie z ich występowaniem dobierać trasy żeglugi.
Kolejnym ważnym kryterium jakie zaczęto w tym wszystkim stosować stał się czas trwania podróży. Słynne są, już dziś legendarne, wyścigi herbacianych kliprów, które gnały na złamanie karku do Europy z ładunkiem herbaty, by uzyskać najkorzystniejszą cenę. Tak drzewiej bywało, aż do czasu, gdy na wody zawitała epoka pary, a później spalin.
Nagle okazało się, że można wykorzystując węgiel do palenia pod kotłem, czy też ropę do napędzania silnika – płynąć szybko i to niezależnie od tego czy wieje z dziobu, rufy, czy wcale. W tym wyścigu z czasem, jednostki żaglowe stały na pozycji straconej, a wielu „ekspertów” wieszczyło rychły koniec żeglugi.
Na szczęście w żeglowaniu okazało się, że nie tylko czas i pieniądz decydują o przyszłości. Żeglowanie stało się dla wielu swoistym stylem życia. To właśnie ci zapaleńcy sprawili, że żagle nie zniknęły całkowicie z naszych mórz.
Także dziś, kiedy wydaje się, że już żadne przesłanki merytoryczne nie świadczą na korzyść żeglugi, bo jest Internet do kontaktu z ludźmi, bo na druga stronę oceanu można dotrzeć szybko, wygodnie i bezpiecznie samolotem, bo transport morski to ogromne tankowce, kontenerowce, czy masowce, bo wszystko zostało odkryte, bo piraci, bo sztormy…
A jednak co roku rozgrywane są liczne regaty jachtów, które gromadzą na starcie tysiące zawodników, i jeszcze większą rzeszę miłośników żeglowania. To ogromne budżety idące w miliony dolarów, które liczne firmy wykładają na sponsorowanie tych przedsięwzięć. To także ciągły rozwój technologii, dzięki którym pływa się szybciej i bezpieczniej.
Romantyczna natura ludzka nie pozwoliła zginąć nawet wielkim żaglowcom, które mimo ogromnych kosztów związanych z utrzymaniem wciąż budzą uznanie, podziw i… tęsknotę. W świetle tego wszystkiego trudno mówić o śmierci żeglarstwa.
Ale żeglarstwo to przede wszystkim miliony ludzi, którzy nigdy nie startowali w regatach, nigdy nie gonili za rekordami, nie mają ogromnych pieniędzy na budowę ultranowoczesnych bolidów żaglowych. To przede wszystkim ludzie, którzy mają pasję ale także i odwagę, by powoli na miarę własnych możliwości iść drogą marzeń.
Nie ważne czy te marzenia dotyczą weekendowego rejsu po niewielkim jeziorku, czy urlopowego rejsu po Mazurach, czy nawet rejsu samotnego dookoła świata. Ważne, że wielu z tych ludzi cierpliwie i bez rozgłosu, powoli dąży do ich zrealizowania. Często wiąże się to z całą masą wyrzeczeń, małżeńskich kompromisów, wydatków, wzlotów i upadków. Bo to jest właśnie żeglarstwo, uparta walka z przeciwnościami, hartowanie własnego ducha, walka ze słabościami.
Dopóki ta forma żeglarstwa jest obecna w społeczeństwie, dopóty można mieć nadzieję. W momencie, gdy przestanie się nam chcieć mozolnie halsować pod wiatr codzienności, coś bezpowrotnie umrze… oby biały żagiel nigdy nie zniknął z naszego życia.
Autor: Michał "Kusza" Kuszewski